Wszyscy
znamy historię Kopciuszka, ale ja pragnę przedstawić zapomnianą już
chyba wersję braci Grimm. Tę wersję opowiadała mi moja babcia i tę ja
sama czytałam moim dzieciom. Jest trochę krwawa, ale nie bez sensu.
Pamiętajcie, że to i tak uładzona wersja pierwotnej historii. Jeśli
myślicie, że dzieci powinno się chronić przed zbyt "strasznymi"
historiami, to pomyślcie, że kiedyś będą musiały wyjść ze złotej klatki,
a wtedy nastąpi zderzenie z brutalną rzeczywistością, z którą będą
musiały sobie poradzić. Baśnie i opowiadania mają przygotować dzieci do
prawdziwego życia, nauczyć się radzić ze strachem i pomóc odróżnić dobro
od zła.
J.M. Szancer
Kopciuszek
Pewnemu
bogatemu człowiekowi zachorowała żona umiłowana; czując zbliżającą się
śmierć, przywołała do siebie córkę jedynaczkę i rzekła do niej:
–
Dziecko ukochane, pamiętaj, bądź pobożna i dobra, a Bóg zawsze przyjdzie
ci z pomocą, ja zaś będę patrzyć na ciebie z nieba i czuwać nad tobą.
To rzekłszy zamknęła oczy i umarła...
Dziewczynka
chodziła codziennie na grób matki i płakała, a była wciąż pobożna i
dobra. Kiedy nadeszła zima, śnieg okrył mogiłę białą chustą, a kiedy
spłynął, ojciec sieroty poślubił inną kobietę.
Druga żona
przywiozła z sobą dwie córki, o pięknych i gładkich twarzyczkach, lecz
za to o sercach czarnych i zazdrosnych. Dla biednej sieroty rozpoczęły
się teraz smutne czasy.
– Dlaczego ta głupia gęś ma
siedzieć razem z nami w pokoju? – mówiły siostry. – Kto chce jeść chleb,
ten musi na niego zarobić! Precz, dziewko kuchenna, do roboty!
Odebrały
sierocie wszystkie jej piękne suknie, odziały ją natomiast w jakieś
stare, szare łachmany i dały jej drewniane trzewiki.
– Popatrzcie,
jak się ta dumna księżniczka wystroiła! – zawołały i zaprowadziły ją ze
śmiechem do kuchni. Biedactwo musiało teraz od rana do nocy ciężko
pracować, wstawać o świcie, nosić wiadrami wodę, prać, rozpalać ogień na
kominie i gotować.
Przy tym jeszcze siostry dokuczały jej ciągle,
robiły jej przykrości, jakie tylko wymyślić zdołały, wyśmiewały się z
niej, wsypywały do popiołu groch i soczewicę i biedna dziewczyna
wybierając je musiała nieraz siedzieć do późnej nocy. Wieczorem,
zmęczona po pracy, me miała nawet swego łóżka, kładła się więc na
kominie zagrzebując się w popiele... I była dlatego zawsze brudna i
zasmolona; przezwano ją więc Kopciuszkiem.
Wybierał się razu jednego ojciec jej na jarmark i zapytał pasierbic, co im przywieźć.
– Piękne suknie – odrzekła jedna.
– Perły i drogie kamienie – dodała druga.
– A ty czego chcesz. Kopciuszku? – zwrócił się ojciec do córki.
– Ułam mi, ojczulku, pierwszą gałązkę, która trąd twój kapelusz, kiedy będziesz powracać
– odrzekł Kopciuszek.
Kupił
ojciec na jarmarku dla pasierbic piękne suknie, perły i drogie
kamienie, a kiedy w powrotnej drodze wjechał między zielone krzaki,
trąciła go gałązka leszczyny i zrzuciła mu kapelusz na ziemię. Zerwał ją
więc i zabrał ze sobą.
Powróciwszy do domu, dał pasierbicom to,
czego sobie życzyły, a Kopciuszkowi gałązkę leszczyny. Podziękowała mu
sierotka, poszła na grób matki, zasadziła na nim gałązkę i płakała tak
bardzo, że łzy popłynęły na ziemię i podlały gałązkę, która wkrótce
wyrosła na piękne drzewo...
Chodziła sierota na mogiłę matki trzy
razy dziennie, płakała tam i modliła się, a za każdym razem biały
ptaszek siadał na gałązce drzewa i gdy dziewczynka wyraziła jakieś
życzenie, dawał jej to, czego chciała...
Zdarzyło się, że król
zapowiedział wielki bal, który miał trwać trzy dni. Rozesłano
zaproszenia do wszystkich młodych i ładnych panien w całym kraju, aby
syn królewski mógł sobie spośród nich wybrać żonę.
Przyszło także zaproszenie i do obydwóch sióstr, z czego one uradowały się wielce i, przywoławszy Kopciuszka, rzekły do niego:
–
Uczesz nas zaraz jak najpiękniej, oczyść nam trzewiki i pozapinaj
sprzączki. Idziemy na bal do pałacu królewskiego i musimy pięknie
wyglądać.
Usłuchała sierota tego rozkazu, ale zapłakała przy tym,
bo sama również chętnie poszłaby na bal. Poprosiła więc macochę, aby jej
pójść pozwoliła.
– Co? Ty, Kopciuszku?! – zawołała
macocha. – Przecież jesteś zasmolona, brudna i chcesz iść na bal!... Nie
masz ani sukni, ani trzewików, a chcesz tańcować?...
Ale ponieważ dziewczyna bardzo prosiła, rzekła macocha w końcu:
–
Dobrze. Oto wsypałam ci tu miskę soczewicy do popiołu; jeżeli
wybierzesz ją w dwie godziny, co do ziarnka, będziesz mogła pójść...
Dziewczynka wyszła tylnymi drzwiami do ogrodu i zawołała:
Białe gołąbeczki, szare turkaweczki
i wszystkie ptaszki podniebne!
Prędko przybywajcie, ziarnka przebierajcie;
dobre do kociołka, a złe do gardziołka!...
Wnet
wpadły przez okno do kuchni dwa białe gołębie, za nimi turkawki, aż w
końcu nadleciały wszystkie podniebne ptaszki i obsiadły popiół. Gołąbki
pokiwały główkami i dalejże dziobać: stuk, stuk, stuk, a w ich ślady
zaraz poszły wszystkie inne ptaszki: puk, puk, puk. W niespełna godzinę
wybrały dobre ziarnka do miski i odleciały...
Uradowana dziewczynka pobiegła do macochy, pewna, że pójdzie na bal. Ale ta odpowiedziała:
– Nie, Kopciuszku, nie masz sukni i nie umiesz tańcować, na balu wyśmieją cię tylko.
Gdy Kopciuszek zaczął płakać, rzekła macocha:
– Jeżeli mi w przeciągu godziny wybierzesz z popiołu jeszcze dwie miski soczewicy, to pójdziesz z nami.
A myślała sobie:
“Nigdy w życiu tego zrobić nie zdoła..."
Wsypała macocha dwie miski soczewicy do popiołu, a Kopciuszek wybiegł do ogrodu bocznymi drzwiami i zawołał:
Białe gołąbeczki, szare turkaweczki
i wszystkie ptaszki podniebne!
Prędko przybywajcie, ziarnka przebierajcie;
dobre do kociołka, a złe do gardziołka!...
I
znów, jak poprzednim razem, wpadły wnet oknem do kuchni dwa gołąbki
białe, za mmi turkawki, aż w końcu nadleciały wszystkie podniebne
ptaszki i obsiadły popiół. Pokiwały gołąbki główkami i dalejże dziobać:
stuk, stuk, stuk, a w ślad za nimi wszystkie inne ptaszki: puk, puk,
puk. Wybierały dobre ziarnka do misek. Nawet pół godziny me minęło, gdy
ptaszki skończyły robotę i odleciały...
Kopciuszek, uradowany i pewien, że teraz już pójdzie na bal, zaniósł miski z wybraną soczewicą do macochy, ale ta rzekła:
–
Nic ci to wszystko nie pomoże, nie pójdziesz na zabawę, bo nie masz
sukni i nie umiesz tańczyć; wstyd tylko byś nam przyniosła...
Odwróciła się od niej pogardliwie i odjechała na bal z dumnymi córkami swymi.
Kiedy dom już opustoszał, pobiegł Kopciuszek na grób matki pod leszczynę i zawołał:
Drzewko, drzewko, wstrząśnij się,
złotem, srebrem obsyp mnie!...
Wnet nadleciał ptak i rzucił jej pod nogi suknię złotą i srebrną i trzewiczki wyszywane jedwabiem i srebrem.
Kopciuszek umył się szybko, ubrał i podążył na bal...
Ani
macocha, ani siostry nie poznały jej wcale, tylko myślały, że to jakaś
obca królewna, tak ślicznie wygląda w złocistej sukni. Nie myślały
zupełnie o Kopciuszku, sądząc, że siedzi sobie w kurzu i brudzie i
wybiera soczewicę z popiołu...
Królewicz wybiegł aż na schody na
spotkanie sieroty, wziął ją za rękę i tańczył z nią. Nie chciał już z
nikim tańczyć, nie puszczał jej ręki i kiedy ktokolwiek zbliżał się,
ażeby zaprosić ją do tańca, mówił:
– To moja tancerka!
Tańczył
tak Kopciuszek aż do wieczora, a gdy nadszedł czas powrotu, królewicz,
który chciał się koniecznie dowiedzieć, kto jest ta piękna dziewczyna,
rzekł do niej:
– Pójdę z tobą i odprowadzę cię.
Ale ona wymknęła mu się i ukryła w gołębniku.
Czekał
tedy królewicz koło jej domu, a gdy ojciec Kopciuszka przyszedł,
powiedział mu, że nieznajoma dziewczyna schowała się w gołębniku.
Pomyślał sobie stary: “Czyżby to był Kopciuszek?..."
Kazał sobie przynieść siekierę i motykę, żeby rozbić gołębnik. Okazało się jednak, że nikogo w nim nie ma.
Wrócili
wszyscy potem do domu, a tam leży Kopciuszek w popiele, w swojej
brudnej podartej sukience, a mała, ciemna, kopcąca się lampa pali się na
kominie.
Bo dziewczynka wyskoczyła prędziutko z gołębnika bocznym
otworem i pobiegła pod swoją leszczynę; tam zdjęła piękną suknię i
położyła na grobie matka, skąd ptak ją zaraz zabrał; w swojej
codziennej, szarej sukienczynie usiadła znowu w kuchni, w popiele.
Następnego
dnia, kiedy zabawa rozpoczęła się na nowo i rodzice odjechali z
obydwiema córkami. Kopciuszek pobiegł do leszczyny i zawołał:
Drzewko, drzewko, wstrząśnij się,
złotem, srebrem obsyp mnie!...
A wtedy ptak zrzucił suknię jeszcze piękniejszą niż poprzednia...
Gdy
sierota ukazała się w tej sukni na sali, zadziwił się każdy jej
urodzie. Oczekiwał już na nią królewicz, ujął ją za rękę i tylko z nią
tańczył. A jeśli kto zbliżył się do niej, zapraszając do tańca,
królewicz mówił:
– To moja tancerka!
Kiedy nadszedł wieczór i
piękna panienka chciała wracać do domu, królewicz poszedł za nią, ażeby
się przekonać, do którego domu wejdzie. Udało się jej jednak wymknąć i
wbiec do ogrodu za domem. Rosła tam wielka grusza, okryta owocem
najśliczniejszym, a dziewczyna wdrapała się na nią tak zwinnie jak
wiewióreczka i skryła się pomiędzy gałęziami.
Nie wiedział królewicz, gdzie mu znikła, zaczekał więc na powrót jej ojca i rzekł:
– Nieznajoma dziewczyna uciekła mi i, zdaje się, wdrapała się na tę gruszę.
Pomyślał ojciec sobie: “Czyżby to był Kopciuszek?..."
Kazał sobie przynieść siekierę i ściął drzewo, ale nikogo na nim nie było.
Poszli
do kuchni, a tam Kopciuszek leży jak zwykle, w popiele, bo zeskoczył z
drugiej strony drzewa, oddał ptakowi na leszczynie piękne szaty i
przyodział się w szarą sukienkę swoją...
Na trzeci dzień, gdy siostry odjechały z rodzicami, Kopciuszek pobiegł znowu na grób matki i zawołał:
Drzewko, drzewko, wstrząśnij się,złotem, srebrem obsyp mnie!...
Zrzucił jej ptak suknię tak wspaniałą i błyszczącą, jakiej jeszcze nigdy nie miała, a trzewiczki były ze szczerego złota...
Gdy tak strojna ukazała się na balu, wszyscy aż zaniemówili z podziwu.
Królewicz tańczył tylko z nią i każdemu, kto chciał ją do tańca zaprosić, mówił:
– To moja tancerka!
I
znów wieczorem, kiedy miała wracać do domu, królewicz chciał jej
towarzyszyć, lecz uciekła tak prędko, że nie mógł za nią podążyć... Tym
razem królewicz uciekł się do podstępu i kazał całe schody wysmarować
smołą; kiedy dziewczyna uciekała, przykleił się do stopni trzewiczek z
jej lewej nogi...
Porwał go królewicz, a był to trzewiczek mały, zgrabny, a przy tym cały ze złota.
Następnego dnia z samego rana poszedł królewicz do ojca Kopciuszka i rzekł:
– Ta tylko zostanie moją żoną, na której nogę wejdzie ten trzewiczek.
Ucieszyły
się obie siostry, gdyż miały bardzo ładne nogi. Starsza poszła zaraz z
trzewiczkiem do komory, ażeby go przymierzyć; matka była przy tym. Ale
trzewiczek był za mały i choć wciskały go z całej siły, na nogę nie
wchodził...
Matka podała jej nóż i rzekła:
– Obetnij palec. I tak, gdy zostaniesz królową, nie będziesz chodziła piechotą...
Córka odcięła palec, z trudem wcisnęła trzewiczek i z zaciśniętymi z bólu zębami wyszła do królewicza.
Ten przekonany, że to ona jest poszukiwaną dziewczyną, zabrał ją na konia, jako narzeczoną, i odjechał...
Droga do zamku królewskiego prowadziła koło grobu matki Kopciuszka, a tam na leszczynie siedziały dwa gołąbki i wołały:
Zawracaj koniczka!...
Krew płynie z trzewiczka!...
Trzewiczek za mały,
a prawdziwa narzeczona
w domu zostawiona!...
Królewicz
spojrzał na nogę dziewczyny i zobaczył, że krew płynie... Natychmiast
zawrócił konia, odwiózł fałszywą narzeczoną do domu i powiedział, że to
nie ta, żeby druga przymierzyła trzewiczek.
Poszła druga do komory
przymierzać trzewiczek, wcisnęła palce szczęśliwie, ale cóż, kiedy znów
pięta nie wchodzi! Matka podała córce nóż i mówi:
– Utnij kawałek pięty. I tak przecież masz być królową, to piechotą chodzić nie będziesz...
Dziewczyna obcięła kawałek pięty i z trudem wcisnęła nogę do trzewika; zacisnęła z bólu zęby i wyszła do królewicza.
Ten powitał ją jako narzeczoną, wsadził na koń i pojechali.
Gdy przejeżdżali obok leszczyny, dwa gołąbki na krzaku wołać zaczęły:
Zawracaj koniczka!...
Krew płynie z trzewiczka!...
Trzewiczek za mały,
a prawdziwa narzeczona
w domu zostawiona!...
Spojrzał królewicz na nogę, a tu krew płynie z trzewika, znacząc czerwoną plamę na białej pończoszce...
Zawrócił więc konia i odwiózł fałszywą narzeczoną do domu.
– I to nie ta – powiada. – Czy nie macie już więcej córek?
– Nie
– rzecze ojciec – pozostał tylko jeszcze mały, zabiedzony Kopciuszek,
córka mojej żony nieboszczki. Lecz ta dziewczyna w żaden sposób nie może
być waszą narzeczoną!
Królewicz jednak chciał, aby po nią posłano. Ale macocha rzekła na to:
– Ach, nie!... Ona jest taka brudna, że nie może się za nic pokazać.
Królewicz
nalegał, aż wreszcie musiano zawołać Kopciuszka. Umyła więc sobie do
czysta twarz i ręce, weszła do izby, ukłoniła się nisko królewiczowi,
który jej podał złoty trzewiczek. Usiadła na stołku, zrzuciła ciężki,
drewniany chodak i wsunęła bez trudu nogę w trzewiczek, który leżał jak
ulany...
A kiedy się podniosła, królewicz spojrzał na nią i poznał w niej zaraz śliczną dziewczynę, z którą tańczył na balu, i zawołał:
– To jest prawdziwa narzeczona!
Macocha i obie siostry przeraziły się i aż pobladły ze złości.
A królewicz wziął Kopciuszka na konia i pojechał.
A gdy przejeżdżali koło leszczyny, zawołały dwa białe gołąbki:
Prowadź prosto konika!...
Krew nie płynie z trzewika!...
Trzewik nie jest za mały!...
Królewicz wiezie prawdziwą narzeczoną...
Bracia Grimm
Co prawda zamieszczone tu ilustracje są do innej wersji Kopciuszka,
jednak te wydają mi się najpiękniejsze. Jeśli znajdę lepiej pasujące, to
je zamieszczę.
J.M. Szancer