A na ten czas namiastką mojej wsi jest balkon.
Widać,
że roślinki obudziły się już do życia. Z resztą te pierwsze - krokusy
już przekwitły, pierwiosnek ząbkowany, też już kończy kwitnienie ale za
to:
czosnek niedźwiedzi już kwitnie,
poziomki raczyły wypuścić pąki,
a nawet pomidorki kupione w zeszłym tygodniu garną się do życia.
W
zeszłym roku sama robiłam rozsady pomidorów, ale te które kupiłam dla
porównania od zaprzyjaźnionego rolnika były zdrowsze, więc tym razem
odpuściłam sobie zabawę z własną produkcją. No cóż, ja się nie bawiłam w
szczepienie, a to jak widać błąd.
W
tym roku nie będę też tak szalała z fasolą, sałatą, patisonami i innymi
warzywami. Będą tylko pomidory, jakieś zioła, poziomki i truskawki.
Wystarczy. Podziwiam osoby chcące i potrafiące uprawiać na balkonie
wszystko, ale sama po zeszłorocznych doświadczeniach wyleczyłam się z
niektórych roślin. Nie chodzi o to, że się nie udało. Po prostu fasolka
szparagowa zdominowała mi balkon, patison miał 1 (słownie: jeden) owoc,
sałatę zadeptywały mi gołębie.
Szczaw przydał się na zupę i w tym roku jakimś magicznym zbiegiem okoliczności wyrósł obok hortensji :-)
Nie wiem natomiast co zrobić z lubczykiem. Kocham lubczyk. Niestety, mszyce kochają lubczyk jeszcze bardziej.
Marzy mi się jeszcze drzewko owocowe, nie mogę się tylko zdecydować czy kupić takie o pokroju kolumnowym, czy w wersji mini.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz